Każda podróż jest subiektywna. Nawet dwie osoby, które razem pojadą w dane miejsce nie widzą go i nie doświadczają dokładnie tak samo. Dziś chcę wam przedstawić Gran Canarię. Ale nie na zasadzie przewodnika turystycznego. Napiszę Wam o pięciu miejscach, które mnie wydały się najbardziej interesujące. Na pewno nie jest to wszystko, co Gran Canaria ma do zaoferowania i być może niektóre z opisanych przeze mnie lokalizacji uznacie za bubel. Ale liczę na to, że coś z tego wszystkiego Was jednak zainspiruje 😉
Cueva Pintada
Zanim Gran Canaria została odkryta i podbita przez Hiszpanów zamieszkiwali ją tzw. canarios (czasami nazywa się ich Guanczami, choć stricte rzecz ujmując ten termin określa jedynie pierwotnych mieszkańców Teneryfy) a ich ziemie dzieliły się na dwa królestwa: Gáldar na północy i zachodzie oraz Telde na wschodzie i południu. Tu macie świetną grafikę z Wikipedii.
Na Gran Canarii jest kilka miejsc związanych z pierwotnymi mieszkańcami wyspy (casas cuevas, Cuatro Puertas, Cenobio de Valerón, la necrópolis de Arteara). Ja chcę Wam polecić Malowaną Jaskinię.
Cueva Pintada to bardzo ciekawe muzeum znajdujące się w usytuowanym na północy wyspy mieście Gáldar. Od razu napomknę, że budynek znajduje się w obrębie starówki, więc nie liczcie na parking! Zaparkujcie gdzieś poza starym miastem i przejdźcie się kawałek. Cueva Pintada to zadaszona działka archeologiczna, na której odkryto pozostałości dawnej osady canarios (na Wiki jest zdjęcie, które bardzo dobrze to obrazuje). Kilka krótkich filmów, które oglądacie w czasie wizyty w prosty sposób wprowadza was w życie i historię dawnych mieszkańców królestwa Agaldar (dopiero później nazwa uległa zmianie na Gáldar). Poza tym są fragmenty budynków i trzy odtworzone domy, do których można wejść i nawet usiąść na ówczesnych „łóżkach”.
Ale prawdziwą perełką jest właśnie Malowana Jaskinia, autentyczna jaskinia, w której odkryto naskalne malunki i wzory. Inaczej niż w przypadku innych znanych jaskiń nie chodzi tu o antropomorficzne kształty wyryte lub wymalowane na stropie i ścianach. Tu mamy do czynienia ze 100-procentowo zaplanowanym pokryciem całej ściany geometryczną kompozycją w trzech kolorach. To właśnie ze względu na ten programowy i geometryczny charakter malowidła są podejrzenia, że Cueva Pintada nie tylko była miejscem kultu, ale że dodatkowo sam malunek mógł być nawet pewnego rodzaju kalendarzem astronomicznym używanym przez kapłanów królestwa. Bez względu na to, czy tak było czy nie, mnie urzekła jego prostota i tajemniczość.
Dodatkową atrakcją było zobaczenie archeologów w akcji, bo w Gáldar odkopywanie i katalogowanie znalezionych podczas prac archeologicznych przedmiotów nadal trwa.
Dunas de Maspalomas
Może słyszeliście tę nazwę albo przynajmniej samo słowo Maspalomas. Tak, to ten słynny kurort, który razem z Playa del Inglés tworzy olbrzymią siatkę apartamentowców i hoteli, w tym wszelkich możliwych resort & spa. To tu zaczęła się ekspansja turystyki na Gran Canarię a według niektórych nawet system all inclusive.
Czemu więc chcę Wam go polecić? Bo za linią hoteli, kiedy już dojdziecie na plażę w okolicach Faro de Maspalomas (latarnia morska w Maspalomas) – a kierować musicie się niestety na moloch zwany Hotel Riu Palace Maspalomas – kryje się coś niesamowitego: Dunas de Maspalomas, piaszczyste wydmy, które w niczym nie ustępują saharyjskiej pustyni. Pustka, cisza (od sztucznych, wytworzonych przez człowieka dźwięków), natura. Piękno! Gorąco polecam Wam i to zobaczyć i tego doświadczyć. Nota bene, po spacerku po wydmach zapraszam na plażę. Długa, miejsce jest dla każdego, zero ścisku, fale są, piękny piaseczek.
Casa de Colón
Stolicy nie sposób nie zobaczyć, a z całej stolicy na pewno nie warto przegapić Casa de Colón. Muzeum mieści się w budynku, w którym według tradycji podczas trzech ze swoich czterech wypraw do Ameryki przebywał Krzysztof Kolumb (jest to de facto jeden z najstarszych budynków starówki). W muzeum jest trochę o historii odkrycia Ameryki, nieco figurek kultur prekolumbijskich (przepiękne i ciekawe) oraz odrobinę historii samego miasta Las Palmas de Gran Canaria. Ale przede wszystkim sam budynek jest niezwykle interesujący i ujmujący, z kryptą, trzema patiami, balkonikami, studniami… i kolorowymi papugami. Nawet jeżeli nie przepadacie za muzeami, tu warto wejść i zdumieć się samą architekturą. W niedzielę wpuszczają bezpłatnie.
Puerto de Mogán
Jeżeli zdecydowaliście się na hotel w Las Palmas de Gran Canaria lub gdzieś w głównym kompleksie hotelowym (Maspalomas/Playa del Inglés), to koniecznie wsiądźcie w samochód lub autobus linii Global i podjedźcie do Puerto de Mogán, małej i niezwykle malowniczej miejscowości portowej na południu wyspy. Jeżeli zrobicie to w piątek, to dodatkowo zobaczycie lokalny targ, na którym można zakupić ceramiczne pamiątki, biżuterię, typowe pieczywo, buty, torby i ubrania.
Warto przespacerować się w okolicach portu jachtowego i zjeść obiad w którejś z okolicznych restauracji. Można też oczywiście pójść na plażę, ale to przecież nic oryginalnego. Lepiej wsiąść na pokład łodzi podwodnej, która tu stacjonuje i pooglądać morski świat.
Klimat i pogoda w Puerto de Mogán gwarantowane! Mówią, że właśnie w tym miasteczku jest najwięcej słonecznych dni na całej Gran Canaria. My przez 7 dni pobytu widzieliśmy tylko słońce.
Restaurante Tagoror
Canarios, pierwotni mieszkańcy wyspy, często mieszkali w jaskiniach (wiadomo, super trzymają temperaturę). Jest taka trasa, która wyrusza z miasteczka Agüimes i wiedzie wzdłuż Barranco de Guayadeque, na której możecie nawet zobaczyć, jak niektóre z tych jaskiń wykorzystuje się jako mieszkania do dziś (okolice Restauracji Guayadeque). Ale to nie wszystko. Na końcu drogi GC-103 czeka na was unikatowa restauracja Tagoror. Wykuta w skale, z kamiennymi stołami i ławami, jest to prawdziwa restaurante cueva lub picapiedra. Sami popatrzcie na zdjęcia!
Warto zjeść tutaj obiad. Obsługa jest przesympatyczna a jedzenie bardzo smaczne. Nie zapomnijcie skosztować kanaryjskiego gofio oraz ropa vieja!
Pogoda+
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka, tym razem nie o miejscach czy zabytkach. I wcale nie o tym, że na Gran Canaria pięknie świeci słońce i jest wieczne lato. Bo właśnie nie zawsze świeci!
Ta wyspa jest niesamowita pod względem klimatycznym, bo ma dwie bardzo jasno wyróżniające się strefy. Kiedy na północy królują chmury, jest bardziej niż prawdopodobne, że na południu niebo jest kompletnie czyste.
Dzieje się tak za sprawą pasatów, regularnych wiatrów wiejących z północnego wschodu na południowy zachód. Każdego dnia fala pasatów dosięga wyspę od północy nawiewając na nią kłęby chmur. Te jednak zatrzymują się na szczytach gór, które zajmują cały środek Gran Canarii i praktycznie nigdy nie przechodzą na południe. Kliknijcie tutaj i popatrzcie na grafikę, która świetnie to odzwierciedla (kliknijcie w prawym dolnym rogu na Iniciar animación).
Przejechaliśmy wyspę z południe na północ i z północy na południe wzdłuż zachodniego i wschodniego wybrzeża a także przez środek i za każdym razem powtarzało się to samo. Gdzieś na wysokości równoleżnika, na którym znajduje się lotnisko pogoda nagle się zmieniała: albo przejeżdżaliśmy do strefy chmur albo z niej wyjeżdżaliśmy. Co ciekawe, na samym styku tych dwóch krain potwornie wieje (np. w Agüimes i na tej mniej więcej wysokości). Mogłoby się wydawać, że bezsensem jest budowanie lotniska w strefie największych wiatrów, ale jest wręcz przeciwnie. Wiatry i pogoda na Gran Canarii są bardzo regularne i jeżeli tylko samoloty startują i lądują w odpowiednim kierunku, te mocne wiatry pomagają im szybko się unosić albo elegancko siadać na płycie. Jak dla mnie super ciekawostka!
Zapisz